niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 1 "Początek"

Z góry przepraszam za błędy!!!!!!

Ciemność. To pierwsze co widzę po przebudzeniu. Mrugam kilka razy, aby przyzwyczaić oczy do mroku. Po kilku chwilach zaczynam widzieć zarysy pokoju. Było to małe pomieszczenie z  łóżkiem na którym siedziałam oraz krzesłem w rogu. Zapach nie był za przyjemny. Co się stało? Głowa mnie strasznie boli i umieram z głodu. Nagle rozległo się pukanie do  drzwi. Nie odpowiedziałam, a po chwili do pomieszczenia weszła dziewczyna.
-Hej jak się czujesz?
-Kim jesteś?! Co ja tu robię?!
Zaczęłam się wydzierać. Dziewczyna podeszła i położyła swoją dłoń na moim ramieniu. Od razu strzepnęłam ją.
-Nie dotykaj mnie!
-Ejej spokojnie nic ci nie zrobię. Jak masz na imię?
-Acacia....
-Jestem Lucy. Nic ci nie zrobię rozumiesz?
Spojrzała na mnie pytająco, a ja pokiwałam głową na tak. Uśmiechnęła się do mnie ciepło.
-Co ja tu robię? A właściwie to gdzie ja jestem?
-Nic nie pamiętasz?
Pokręciłam głową na nie, a ona usiadła na krawędzi łóżka. Znów położyła dłoń na moim ramieniu.
-No bo widzisz...twoi rodzice...oni...oni nie żyją...
-Jak to?!
-Twój ojciec był winien naszemu szefowi pieniądze i to dużo. Spóźniał się z spłatą długu już dość długo. Od lat uciekał, aż w końcu powróciliście to Londynu. Szef od razu was namierzył i zabił twoich rodziców, a ciebie umieścił tu.
-Ale gdzie ja jestem?
-Ymmm....jakby ci to wytłumaczyć....hymmm....słyszałaś kiedyś o handlu ludźmi?
Spytała, a ja patrzyłam na nią z przerażeniem w oczach. Pokiwałam głową.
-To właśnie....coś takiego tylko, że....jedynie....kobietami....
-Co?!?!
-No tak....ale spokojnie przyzwyczaisz się do tego miejsca.
-Ja umieram ze strachu, dowiaduję się, że moi rodzice czyli moja jedyna rodzina nie żyją,  jakiś facet chce mnie sprzedać pewnie jakiemuś zboczeńcowi, a ty mi mówisz że się przyzwyczaję!?!? Oszalałaś!
-Uspokój się. Ile masz lat?
-Osiemnaście...
Burknęłam niezadowolona. Boże co to w ogóle jest. Oni handlują kobietami! Ja nie chcę  tak  żyć! Ja się boję. Pierwszy raz od kilkunastu lat się boję. Tata zawsze powtarzał, że jestem jego  dzielną dziewczynką, ale to za dużo. Ja nie chcę tu być. Muszę się stąd wydostać. Muszę uciec jak najdalej.
-Jesteś strasznie młoda. Zwykle przysyłają starsze. Przynajmniej, które mają dwadzieścia lat.
-A ty ile masz lat?
-Dwadzieścia-trzy
Pokiwałam tylko głową na tak i skuliłam się na łóżku.

***Oczami Harrego***

Jechałem właśnie do mojego znajomego z innego gangu. Muszę dowieść mu trochę broni i takich tam innych drobiazgów. Zaparkowałem pod jego....nawet nie wiem jak to nazwać. On tu sprzedaje kobiety i jednocześnie jest to jego biuro. Więc może miejsce pracy? Nie wiem i szczerze mało mnie to obchodzi. Liczy się to, że dostanę kasę czyli kolejne zero na moim koncie. Wszedłem do środka i od razu zobaczyłem dziewczyny skąpo ubrane. Boże święty one zachowują się jak idiotki. Tona tapety na twarzy noszą ubrania, które nawet nie przypominają ubrań, bo prawie nic nie zasłaniają.
-Witaj Styles.
-Siema
Przywitałem się z Parkerem i od razu przeszedłem do rzeczy.
-W samochodzie mam wszystko, a teraz kasa.
-Spokojnie stary. Już zrobiłem przelew na twoje konto.
Pokiwałem głową i gestem ręki pokazałem, aby szedł za mną. Dotarliśmy do mojego auta wraz z jakimiś innymi gośćmi. Wypakował wszystko, a mężczyźni zanieśli to do środka. Gdy miałem już wsiadać do samochodu, poczułem dłoń na ramieniu.
-Zostań. Porozmawiamy.
-Niby o czym?
-Nie wiem. No chodź. Gdzie się tak śpieszysz?
-W sumie to nigdzie. Dobra chodźmy.
Znów weszliśmy do budynku. Ruszyliśmy do jego gabinetu. Nic specjalnego zwykłe  czarne  biurko na środku, kanapa oraz stolik i regał z dokumentami. Usiadłem na kanapie, a on obok mnie. Zaczęliśmy gadać o biznesie jak zwykle.
-Wiesz co ja ci powiem. Jesteś strasznie samotny Styles. Weź sobie jedną panienkę co?
-Nie bawię się w takie coś. To nie moja bajka.
-Oj no weź. Dziś doszła nowa. Blondynka, osiemnastka. Wydaję się niewinna. Boi się  więc będzie posłuszna.
-Sam nie wiem....
-Oj nie wybrzydzaj. Czekaj zaraz przyjdzie.
Powiedział coś do słuchawki, a po chwili usłyszeliśmy kroki. Ktoś zapukał do drzwi. Szybcy są. Drzwi otworzyły się, a w nich stanął facet, a za nim niska blondynka. Ładna jest.

***Oczami Acaci***

Weszłam do pomieszczenia za jakimś facetem. Boję się i to strasznie, ale nie mogę po sobie tego poznać. Zauważyłam dwóch mężczyzn. Oboje siedzieli na kanapie. Jeden miał z czterdzieści lat, a drugi około z dwadzieścia-pięć. Był to ciemny szatyn o zielonych oczach.
-Jak masz na imię mała?
Spytał ten drugi. Boże boję się. Odpowiedzieć czy nie? Tak czy nie? Nie wiem. Czuję jak łzy napływają do moich oczu.
-Zadałem pytanie
Popatrzył na mnie gniewnie, przez co jedna łza spłynęła po moim policzku.
-Acacia...
Wyszeptałam patrząc na moje stopy. Niech to będzie tylko złym snem błagam!
-No to jest Acacia stary. Jeszcze dziewczyny nie zdążyły ją przyszykować, wykąpać a przynajmniej przebrać...
-Nic nie szkodzi. Jakoś sobie poradzimy
Uśmiechnął się cwaniacko szatyn. O nie, nie, nie! Nie zgadzam się! Ja nie chcę! Chcę znów wrócić do domu, poczytać jedną z moich książek, chcę aby tata mnie przytulił, aby powiedział że nigdy mnie nie zostawi i że jestem jego księżniczką. Nie chcę z nim nigdzie iść. Pokręciłam energicznie przecząco głową.
-Dobra Styles to co bierzesz czy nie?
-Biorę.
Łzy zaczęły lecieć mi strumieniami po policzkach. Podszedł do mnie i wytarł moje policzki kciukami. Odwróciłam głowę jak najszybciej i cofnęłam się w tył.
-Zawołaj Lucy!
Krzyknął do gościa za mną. Facet wyszedł po czym ten drugi się odezwał.
-Przepraszam muszę wyjść, ale zaraz wrócę
Zwrócił się to chłopaka po czym popatrzył na mnie i dodał
-A ty słoneczko sobie usiądź i poznaj swojego nowego pana.
Chłopak usiadł. Przełknęłam głośno ślinę i popatrzyłam na miejsce obok chłopaka. Przyglądał mi się cały czas. W końcu się odezwał.
-Usiądź
Wydał rozkaz. Zamknęłam oczy oddychając głęboko i zaczęłam zbliżać się do miejsca na kanapie. Usiadłam jak najdalej od niego. Zaśmiał się i przybliżył. Zaczęłam głośno oraz  szybko oddychać. Coś mi się zdaje, że jednak nie wygląda to tak jak zaplanowałam. Doskonale widzi mój strach i z tego korzysta. Pogłaskał moje włosy i się przybliżył schylając do mojego ucha.
-Boisz się?
Spytał szepcząc mi na ucho. Popatrzyłam na niego ze strachem i delikatnie pokiwałam głową na tak. Nie wiem czy to był dobry ruch. Do pokoju weszła już znana mi dziewczyna oraz dwóch facetów, którzy niedawno stąd wyszli.
-No to co? Lucy idź z Acacią do toalety i ogarnij trochę jej makijaż. Nie dam przecież jej w takim stanie.
-Dobrze proszę pana.
Dziewczyna wzięła mnie za rękę prowadząc do łazienki. Weszłyśmy do pomieszczenia i zamknęłyśmy drzwi. Lucy wyciągnęła wszystkie rzeczy i zaczęła zmywać mi pozostałości po makijażu.
-Uważaj na niego i słuchaj go.
-Ja się go boję....
Wyszeptałam zmuszając się aby nie wybuchnąć płaczem. To jest okropne, a co jak okaże się jakimś zboczeńcem?
-Wiem, ale musisz z nim jechać. Spokojnie wszystko będzie dobrze.
-Mam nadzieję. Nie rób mi mocnego makijażu, zrób delikatny.
-Ale....okej.
Pomalowała mnie tak jak chciałam i znów wróciłyśmy do gabinetu. Stanęłyśmy pod ścianą. Spuściłam głowę chcąc nie patrzeć mu w oczy. Strasznie się boję. Mężczyzna podszedł do mnie i przyciągnął do swojego boku.
-To my już idziemy. Nara Parker
Pokiwał głową, a my wyszliśmy. Zaprowadził mnie do samochodu i otworzył drzwi.Ja nie chcę jechać. Zamknę oczy, a gdy je otworzę to wszystko okaże się tylko snem, na pewno. Obudzę się w moim łóżku z książką przyciśniętą do mnie. Jestem tego pewna. Opuściłam powieki, a gdy je otworzyłam to....to wszystko to jednak prawda. To dzieje się na serio.
-Baby, wejdź do środka. Jest późno, a długo będziemy jechać i nie mam zamiaru do tego stać na parkingu.
Powiedział spokojnie. Usiadłam na miejscu pasażera i skuliłam się w kłębek. Ukucnął przy mnie podnosząc mój podbródek. Patrzył mi w oczy z troską i zaniepokojeniem lecz nic nie powiedział tylko westchnął i zamknął drzwi idąc na swoje miejsce kierowcy. Ruszył powoli, a ja patrzyłam się na spływające krople deszczu po szybie. Położył swoją dłoń na moim udzie i zaczął jechać nią coraz wyżej przez co zacisnęłam nogi najmocniej jak umiałam, ale on nie przestawał.
-Zostaw mnie!
Krzyknęłam i próbowałam otworzyć drzwi, ale bez skutku. Zjechał na pobocze i wyszedł z samochodu obchodząc go i otwierając drzwi z mojej strony.
-Nie rób mi krzywdy....
Wyszeptałam skulając się i zamykając oczy. Wyjął coś z schowka. To jakaś strzykawka....o nie! Tylko nie to!
-Spokojnie nie zrobię ci krzywdy
Powiedział i popatrzył na mnie. W jego oczach było coś co nie pozwalało mi oderwać się od niego. Patrzył na mnie z troską i spokojem, a jego oczy miały mocno zielony kolor. One są prześliczne. Nie zwracałam uwagi na nic dopóki nie poczułam ukłucia w szyję.
-Co to?!?!
-Spokojnie to tylko lek usypiający. Nic ci nie będzie tylko pójdziesz spać.
-Boję się....zostaw....
Zaczęłam się wyrywać, ale po pierwsze już dość dużo leku płynęło w moich żyłach, a po drugie nie miałam już siły.
-Nie zrobię ci krzywdy. Zamknij oczy i śpij. Jesteś bezpieczna....
Nic więcej już nie usłyszałam bo odpłynęłam...


-------------------------------------------------------------------------------
Więc o to jest pierwszy rozdział tego bloga. Trochę krótki, ale jest :) Przepraszam, jeśli są jakieś błędy. Pozdrawiam i mam nadzieję, że wam się podoba :) Proszę o komentarze, a przynajmniej kropkę w nim xd

3 komentarze:

  1. Wspaniałe! Pisz szybko nexta. Ciekawie się zaczyna. Dalej będzie napewno super. Pozdrawiam o życzę dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  2. daj następny prooszę

    OdpowiedzUsuń